października 22, 2024

Odkrycie życia. Zuzanna Nyćkowiak

 

Blog Zuzanna Nyćkowiak fotografia

 

 Dawno dawno temu...

... siedząc przy kawiarnianym stoliku w oczekiwaniu na znajomych, zwróciłam uwagę na pewną kobietę siedzącą obok. Wciągnięta została w rozmowę przez ludzi, z którymi popijała kawę. Była to rozmowa, która u innych ludzi - w mojej ocenie na wczesnym jeszcze etapie życia zostawiłaby - przynajmniej chwilowy - dysonans.. Otóż owi rozmówcy opowiedzieli jej jak jest odbierana przez innych. I nie był to lekki odbiór.. Rozmówcy usiłowali ze wszystkich sił wytłumaczyć kobiecie, że była obgadywana za plecami, a wręcz poniżana. Walili z grubej rury, zwłaszcza, gdy widzieli niesatysfakcjonującą ich reakcję ów pani. Ogólny obraz, który się z tego wyłonił był taki, że Ci inni (obgadywacze) w sposób niesprawiedliwy i złośliwy przejechali po tej biednej kobiecie od stóp po czubek głowy, nie omijając niczego. I właściwie zrobili  to bez powodu, ponieważ ta kobieta po prostu stała i się zapatrzyła. Wysłuchawszy obszernych uwag pod swoim adresem, celowanych w nią ze strony swoich kawiarnianych towarzyszy, a właściwie złośliwych i podłych uwag, a nawet soczystych sytuacji z przeszłości, ów kobieta spokojnie lecz wyraziście i elegancko - wzruszyła ramionami. Rozmówcy poczuli się oburzeni, że nie wyprowadzili jej z równowagi. Ja wtedy też, że nie chciała się przed tym bronić.  Może nie oburzona, ale właściwie zszokowana; czułam bowiem jak znad kubka kawy, którą dla niepoznaki sączyłam - wystawały mi tylko podniesione ze zdziwienia brwi (a poniżej oczy jak spodki). Dlaczego ta kobieta nic sobie z tego nie robiła? Czemu nie zareagowała i jakoś tego chociażby nie skomentowała? Czekałam na jej odpowiedź chyba bardziej niż jej rozmówcy, modląc się równolegle by moi znajomi jeszcze nie przyszli... I choć nie jestem z reguły ciekawska, w tamtym momencie czekałam skupiona na rozwój sytuacji. Reakcja owej pani się pojawiła, ale na pewno nie taka jakiej się spodziewałam. Moje myśli w stylu: broń się kobieto pozostały bez odzewu, samotne jak ten palec.. Towarzystwo kobiety chyba podzielało moją frustrację, ponieważ czując, że ta cisza może nie mieć końca - sami ją skrócili. Byli źli, niepocieszeni, że nie potrafiła się bronić wtedy przed tamtymi i teraz - przed nimi. I gdy moje zdziwienie już ustępowało - ich frustracja dopiero się rozkręcała. Wygarnęli jej, co jeszcze o niej myślą, skrytykowali jej bierność i obojętność. Kobieta odpowiedziała jedynie: "Trudno, takie jest życie". I ..... to było dla nich zbyt wiele..  dorzucili więc jedynie kilka gorzkich słów w jej stronę i bezsilni wyszli trzaskając kawiarnianymi drzwiami. Było to niecałe 10 lat temu i przyznam, że ja także nie rozumiałam wtedy postawy tej kobiety. I choć nie przyszło mi przez myśl by ją negatywnie za takie rzeczy określać - jak jej rozmówcy - mnie także zdziwiła jej obojętność i ten dziwny spokój. Przyzwyczajona do wytaczania wciąż obronnych dział i konieczności wiecznej walki o prawdę - nie mogłam pojąć, jak wobec tak raniących słów zachować można było ten stoicki spokój.  Nie była jednak jedyna, u której dało się to zaobserwować. Dlatego mój ówczesny wniosek był jeden: Ludzie z wiekiem stają się obojętni, nie chce im się komentować, wydawać opinii, bronić prawdy i siebie itp. Wtedy jeszcze się nie spodziewałam, jak bardzo się myliłam...

Porzuciłam te moje rozmyślania na czas pewien. Aż do czasu, kiedy nadeszła ONA... A przynajmniej jej cząstka. Cząstka mądrości życiowej, której, jak się okazuje tak bardzo potrzebowałam... Natknęła się ona na moje spostrzeżenia i myśli, które wykluły się u mnie już jakiś czas temu (po sytuacji z panią w kawiarni) - połączyły się w całość, niejako zamykając ten cały złożony temat w mojej głowie.  I wymościły sobie posłanko na tyle pewnie i zdecydowanie, że całkowicie wpłynęły na moje reakcje życiowe. I to  automatycznie. Bez mojej ingerencji. Tak po prostu. I nastała jasność!!! 

Ten porządek w głowie, który generuje nieprawdopodobny spokój i wiedzę, co powinno być w życiu priorytetem, całkowicie zmienił postrzeganie "problemów", czy innych trudności. Po prostu zmienia życie.  To jedna z najważniejszych prawd życiowych,  a jednocześnie najprostsza na świecie. Irytująco prosta. I na pewno to wiesz, tylko nie każdy to tutaj i dziś tak naprawdę czuje i rozumie. Dziwi mnie tylko, iż to odkrycie, a raczej uczucie przyszło tak późno i tak długo się rozwijało. A może to był akurat mój moment na odkrycie tego tak ważnego aspektu życia? Zdecydowanie wiedza ta, a raczej zrozumienie tego wypycha człowieka na level wyżej. Dlatego, że zmienia jakość jego życia. Pozwala żyć w spokoju i radości. Dziwne to uczucie, gdy przez pewną część życia trzeba było działać, tłumaczyć, walczyć, weryfikować kłamstwa, odkręcać manipulacje, bronić siebie innych, przejmować się dochodząc niekiedy do ściany... czasem może trzeba poczuć, że ma się dość, że nie ma się siły tak dalej i zderzyć z murem, betonem wręcz.  Paść pod tym murem z wyczerpania i nie mieć się siły podnieść.... by odpuścić w końcu i zrozumieć...

Prawda ta brzmi: to, co życie przynosi - należy PRZYJMOWAĆ. Uch, jakie to oklepane, proste. Ale jak trudne, gdy się dogłębnie przemyśli co to tak naprawdę znaczy. Należy przyjmować to co przynosi życie (czytaj: to złe) i jeśli nic się nie da z fantem począć - odpuszczać. Nie walczyć z życiem, nie buntować się, nie wściekać, że to Cię spotkało. Przyjąć złe i zostawić za sobą. Puścić złe emocje, porzucić je. A w miarę łatwo porzucić, gdy się je przyjmie, i uzna/zaakceptuje, że po prostu są.

Oczywiście należy robić wszystko, by było dobrze, by zachować zdrowie, wytłumaczyć nieporozumienia, próbować się pogodzić, itp. Ale jeśli mimo Twojego wysiłku jest nadal beton - przyjmij do wiadomości i odpuść. Nie wszystko jesteś wstanie uratować / zmienić. Nie zbawisz całego świata, a przede wszystkim - nie na wszystko masz wpływ.  

Zatem NIE WALCZ Z ŻYCIEM. Przyjmij, że wszystko, co Cię spotyka ma jakiś sens. Nawet to złe. Czasem to Ty musisz odebrać lekcję, czasem inni - kosztem Ciebie. Ważne, by przyjmując, co Ci życie przynosi - nie buntować się, nie złościć, nie szlochać. Niech nie rośnie w Tobie frustracja, złość, uczucie poszkodowania i beznadziei - albo przynajmniej niech będą tylko one na początku, w momencie przyjmowania faktu do świadomości. Ale potem ułóż to w głowie, w odpowiednim miejscu, zaakceptuj, że przyszło i zostaw. Ile razy miałeś sytuację, w której mocowałeś się, działałeś  na siłę, a efekt był jeszcze gorszy lub co najmniej mizerny? Ale ilekroć było tak, że po nieudanych próbach machnąłeś ręką uznając, że się stało i trudno, pogodziłeś się z tym, żyłeś sobie dalej, a tu życie zaskoczyło Cìę po jakimś czasie rozwiązaniem tej dawnej sprawy? Dobre efekty, pozytywne rozwiązania przychodzą wtedy, gdy jesteś pogodzony z życiem, akceptujesz to, co Cię spotkało (oczywiście jeśli to nie Ty byłeś winien), bo działasz wtedy bez złości, zaciemniającej frustracji, czy dzikiego uporu, albo po trupach osiągając swój cel. Nic na siłę. Jednakże najważniejszym aspektem takiej postawy jest to, że nie niszczysz sobie zdrowia. Udowodniono już, że stres, pojmowany także jako wewnętrzny ból i rozdarcie oraz brak zgody na to co życie przynosi - niszczy organizm, wywołuje konkretne choroby, nie tylko rozwolnienie... Tworzą się w Tobie wewnętrzne konflikty, które przeradzają się w problemy natury biologicznej.

Zatem jeśli tracisz pracę - nie ze swojej winy, przyjmij to. Spróbuj wyjaśnić jeśli chcesz, możesz porozmawiać z szefostwem, ale najpierw to zaakceptuj. To na początek trudne, ale możliwe. Nie trzymaj w sobie złości, nienawiści, poczucia skrzywdzenia. Każde wydarzenie jest albo lekcją dla nas, albo o dziwo wzmocnieniem, być może też nauką pokonywania trudności, a jeśli oddaliście życie Bogu - może też zawrotką na drogę idealnie  dopasowaną dla Was? Być może utrata pracy to też znak byś nauczył się odwagi w dokonywaniu zmian? Albo to sygnał byś zmienił miejsce, bo gdzie indziej jesteś o wiele bardziej potrzebny? Także duchowo? Masz szansę odkryć przyczynę tego wydarzenia, ale tylko wtedy gdy nie będziesz funkcjonował w złości i w poczuciu krzywdy by nie podejmować błędnych decyzji.. Ponieważ gdy działamy w takim stanie - bardzo często sprawy przyjmują zły obrót, najczęściej odwrotny do zamierzonego. Gdy natomiast kierujemy się spokojem wynikającym z pogodzeniem się i przyjęciem faktów  - widzimy sens naszych działań, widzimy czy droga jest prawidłowa, czy cel, do którego dążymy jest w ogóle ważny i czy jest dobry dla nas. A przede wszystkim - często pojawiają się nowe ścieżki, które mamy szansę w ogóle dostrzec. Czasem zupełnie inne od zaplanowanych, ale nie rzadko o wiele bardziej korzystne dla nas.

,,Prosiłem o siłę…
Bóg dał mi przeciwności losu, aby zrobić mnie silnym.
Prosiłem o mądrość…
Bóg dał mi problemy do rozwiązania.
Prosiłem o dobrobyt…
Bóg dał mi mózg i krzepę.
Prosiłem o odwagę…
Bóg dał mi przeszkody do pokonania.
Prosiłem o miłość…
Bóg dał mi ludzi w kłopocie, aby im pomóc.
Prosiłem o przychylność…
Bóg dał mi okazje do wykazania się.
Dostałem nie to, co chciałem… Ale dostałem wszystko, czego mi było potrzeba.’

                                                                                                                (Znalezione w internecie)

Jeśli rozmawiasz z kimś i mówisz mu, że nie ma w czymś racji (pod warunkiem, że Ty ją faktycznie masz), a on upiera się przy swoim, spróbuj mu to wytłumaczyć. Ale raz. Góra dwa. Jeśli dalej nie masz siły przebicia - zostaw to. Przyjmij, że widocznie nie jest gotowy na przyjęcie prawdy lub na to by przyjąć, że ma ją ktoś inny. Widocznie musi odrobić swoją lekcję życiową. Jeśli ktoś nie chce pomocy - trudno. Każdy żyje na swój rachunek i niektórzy muszą popełnić swoje błędy, by zrozumieć. Ty nie masz obowiązku upierać się przy pomocy takiej osobie - kosztem siebie. 

Jeśli ktoś Cię obgaduje - zwróć mu uwagę, zdemaskuj, ale ze spokojem. Spróóóbuj chociaż. Przyjmij, że niektórzy ludzie tacy po prostu są. Czasem zazdrośni, czasem pogubieni lub po prostu zwyczajnie durni. Jeśli ktoś się dalej upiera by "Ci dołożyć" - zostaw to. Złap dystans, odetnij się. To on będzie ponosił konsekwencje swoich kłamstw, złości i złośliwości. Złość uderza w gospodarza, wraca jak bumerang. Zawsze. Widocznie delikwent musi oberwać od życia by zrozumieć co robi. Ty nie brudź się złymi emocjami, nie daj się wciągnąć. Trudno, takie jest życie ;). 

Jeśli ktoś bliski krzywdził Cię w przeszłości (bo jeśli nie bliski - to olej - zostaw to za sobą od razu), ale nie robi tego teraz  i żałuje tego, co zrobił oraz Cię przeprosił za wyrządzone zło - "puść to wolno". To moje ulubione sformułowanie. Tożsamym jest - wybacz. Nie oznacza to zapomnienia, ponieważ Ty i Twój organizm również się uczycie, by na przyszłość wiedzieć jak szybko zareagować, chroniąc Ciebie. Twoje reakcje obronne są wiec bardzo ważne. Ale wybaczyć - to znaczy zostawić za sobą. Nie wracać do tego, nie czuć bólu. Uwolnić się od niego. Zwłaszcza jeśli z daną osobą nic Cię już nie łączy, lub są to kontakty formalne albo sporadyczne. I zwłaszcza, gdy dana osoba się zmieniła i zrozumiała swój błąd, lub gdy działała wówczas w nieświadomości tudzież bólu. Nie tkwij w przeszłości - patrz w przód, ciesz się życiem. Spróbuj nie chować urazy, poczucia niesprawiedliwości. Pamięć wyrządzonego zła pozostanie, ale na  uczucie krzywdy mamy już wpływ. Gdy to przyjmiemy i puścimy wolno - uczucie krzywdy również zacznie blaknąć. Ból zacznie się spłycać, aż stwierdzisz, że właściwie go nie ma. Możesz tej osoby dalej za to nie lubić i pewnie tak będzie, ale nie myśl już o tym co zrobiła.  Natomiast, gdy taka osoba nadal krzywdzi i istnieje zagrożenie manipulacją, toksycznością, kłamstwem, dalszym niszczeniem Cię, wpędzeniem Cię w pułapkę, poniżaniem i innymi - a Ty nie znajdujesz przyczyny takiego działania - to nie próbuj go dalej szukać. Zwłaszcza, gdy robi to "bo tak", żeby sobie ulżyć. Chcesz w ogóle w to wnikać? Brudzić się tym? Nie powinieneś chcieć. Bo prędzej czy później zachorujesz. I w tym momencie Twoja "niezniszczalność" się skończy. Masa jest wokół nas różnych osobowości, dyssocjalnych, nawet psychopatycznych, narcyzów, czy despotów i innych, a także zwyczajnie wrednych ludzi. Jeśli po kilku próbach uświadomienia im krzywd - nie chcą stanąć w prawdzie i określić się jako sprawcy i coś z tym zrobić, a terapia nic nie wnosi, bo i czasem nawet jej nie ma - zostaw to za sobą, przyjmij ten fakt i odejdź.  Puść te emocje, które u ciebie wywołał, wzrusz ramionami i idź dalej. Szybko. Jeśli musisz mieć z taką osobą kontakt - przyjmij, że taka osobowość jest w Twoim życiu i bez nienawiści, którą próbuje w Tobie wzbudzić swoimi działaniami - wyznacz granice. Niech nie dotyka Cię nic, czym usiłuje na ciebie wpłynąć. Nie buntuj się przeciwko kłamstwom, niesprawiedliwości, manipulacjom - co Ci to da? Jeśli toksyk w Twoim życiu to gruby kaliber - to i tak zapewne te niespodzianki będą się dalej pojawiać. Bez racjonalnego wytłumaczenia. Prychnij, machnij ręką, zarzuć włosami i żyj jakby to Cię nie dotyczyło. Zachowując tym samym zdrowie.

Gdy pogorszył się kontakt z własną rodziną. Przyjrzyj się sobie i swoim działaniom. Ich prawdzie. Oceń na spokojnie. Uczciwie. Jeśli faktycznie niczego złego nie zrobiłeś, spróbuj to wytłumaczyć. Jeśli się nie da - można zaproponować terapię. Jeśli nie chcą - musisz to przyjąć. Nie zmusisz nikogo by tworzył z Tobą kochającą się rodzinę. Może ta osoba musi poznać o sobie niewygodną prawdę? Może musi nauczyć się przyjmować inny (Twój) punkt widzenia, bo masz do niego prawo? Może musi także odrobić lekcję pokory, zrozumienia, cierpliwości? Ty, kieruj się miłością. Zawsze. Bądź dobry i cierpliwy, niezależnie od tego co inni robią. Staraj się przy tym trwać. Jeśli ludzie na to odpowiadają nienawiścią, złością czy brakiem chęci zrozumienia - zostaw to. Przyjmij. Daj im czas na odebranie lekcji, zrozumienie sytuacji czy zorientowanie się w swoich błędach. Nie rób nic na siłę, bo tak wypada, czy powinno wyglądać. Pamiętaj też, że to oni żyją na własny rachunek, oni będą żałować. I jeśli się przez to pogubią, czy nie zdążą przeprosić - to ich wybór. Oddaj do góry i przyjmij, że tak jest.

Jeśli coś ci nie wyszło, mimo, ze bardzo się starałeś - trudno. Nie zawsze wychodzi. Takie jest życie. Puść to wolno.. Zawsze się staraj, bądź skrupulatny dokładny i uczciwy, ale jeśli mimo to coś się nie udało - nie załamuj się. Bądź dalej uczciwy, pracowity i skrupulatny. Jednak niech frustracja się za Tobą nie ciągnie jak guma od gaci. Nie bądź też chorobliwym perfekcjonistą. Bo to zjada od środka. Nie musi być wszystko idealnie ;).

Gdy czujesz, że życie zakindża jak teżewe i umyka Ci wszystko co ważne - przyjmij to. Takie jest czasem życie. I kiedy uspokoisz swoje wnętrze, bez paniki i rozpaczy już - znajdziesz rozwiązanie. Może to stan chwilowy? Przetrzymasz i wytrzymasz i pójdziesz dalej? A jak nie, to znajdziesz rozwiązanie jak się zatrzymać, uspokoić. Ale na pewno nie w nerwach, rozpaczy i desperacji.. 

Jeśli natomiast czujesz, że to Ty mógłbyś mieć sobie coś do zarzucenia - również to przyjmij. Stań w prawdzie, przyjmij fakt, że postąpiłeś źle, napraw co się da. Przeproś tych, których skrzywdziłeś i zmień się. Kieruj się dobrem. To uwalnia, uspokaja i prowadzi po odpowiednich dla nas ścieżkach. I wtedy także porzuć dręczące wyrzuty sumienia, ból po tym co zrobiłeś. Bo świadomość wyrządzonego zła, także może dobić, ściągać w dół. Więc jeśli zadośćuczyniłeś i naprawiłeś już co się da, a także kierujesz się już dobrem w życiu - odpuść. Zostaw to za sobą i idź na przód.

 Stoikiem nigdy nie chciałam być i nie będę, ponieważ zbyt dużo mam w sobie radosnego dzieciaka. Za dużo wybuchów radości i nieprzewidywalności, za dużo pozytywnych emocji, które uważam za dobre. Mimo bólu, który w moim życiu był. Był. To czas mocno przeszły. Zostały przyjęte do świadomości, zaakceptowane, a następnie puszczone z dymem. Oddalone. Postawiłam także mur, który nie dopuści już tego zła ani do mnie, ani do moich najbliższych. I stało się odzyskałam wolność, spokój, dziecięcą radość, głęboki oddech, równowagę i racjonalne spojrzenie, co tak naprawdę  w  życiu jest ważne. Kogo dopuścić do siebie, a kogo usunąć ze swojego otoczenia. Co wziąć do serca, a czym się zupełnie nie przejmować.

Zatem przyjmij to. Co? Wszystko.  Uznaj, że jest. Wybacz. Zostaw za sobą, co trzeba. Puść wolno ból, rozżalenie, uczucie krzywdy czy niesprawiedliwości, a zrzucisz z siebie 20 kg ciężaru. Co najmniej. Zrób to głównie dla siebie. One były, ale to już przeszłość. Tak czasami też bywa. Pozbądź się złości, przyjmij, że życie przynosi nam trudności, może po coś. I nie zawsze to, do czego usilnie dążymy. Czasem wręcz coś przeciwnego. Takie po prostu fikuśne jest. Oddaj najlepiej wszystko Bogu, prosząc o prowadzenie (torpeda).  Zawsze kieruj się dobrem, uczciwością prawdą i pracowitością oraz prawością. Nigdy nie krzywdź. To co potem się stanie - zaskoczy Cię bardzo. Przyjdzie dobro, spokój i niewiarygodna siła. Twoje życie się ułoży, nawet lepiej niż sam byś to wymyślił. Być może nawet odzyskasz zdrowie. Będziesz żyć pełnią życia, w równowadze.

I takiego podejścia trzeba uczyć nasze dzieci, od najmłodszych lat. By nie niszczyły ich zwykłe niepowodzenia, opinia innych, czy cele, których jeszcze nie osiągnęły. By miały odpowiedni dystans do życia, innych ludzi, zdarzeń w ich życiu. By nie spalała ich frustracja, ból, rozżalenie, złość. By były silne i potrafiły stawić czoła przeciwnościom, by nie uciekały przed nimi a stawały do walki. Spokojne. Gotowe. To, zwłaszcza w dzisiejszych czasach - tak bardzo ważne.

I czy dlatego  to nie jest jedna z najważniejszych prawd życia?

 


P.S. Nigdy jeszcze w żadnym tekście nie użyłam tylu tych samych słów :) "przycięcie i akceptacja". Ale właśnie ona stanowią podstawę naszego dobrego samopoczucia, dobrego życia, spokoju, wolności wewnętrznej i radości.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


1 komentarz:

  1. Wspaniałe , mądre przemyślenia. Szkoda, że tak niewielu z nas myśli i odczuwa . Dzięki.

    OdpowiedzUsuń

Nieuzasadniona i niekonstruktywna krytyka nie będzie akceptowana. Osoby złośliwe i zawistne nie są tu mile widziane.