Miały być maki, ale nie będzie maków. Będą później, ponieważ w ostatnich dniach spotkał mnie rozbrajający zachód słońca i taka oto sytuacja...
Z reguły - kiedy nie nokautuje mnie przemęczenie - wpadam do sklepu, banku, tudzież innego przybytku, z szerokim uśmiechem i radośnie rozwichrzonym włosem na czole. Uważam bowiem, że na świecie jest za dużo smutku i zła, by jeszcze mu dokładać. Tak było i owego dnia, kiedy otworzyłam drzwi kliniki.
Radosne dzień dobry i .....
Ku mojemu zdziwieniu "przywitała" mnie w recepcji dziewczyna, która od progu, umyślnie nieukrywanym, szyderczym spojrzeniem wbiła we mnie oczy, uśmiechając się przy tym uśmieszkiem, który miał chyba potęgować jej szydercze spojrzenie :). Zmierzywszy mnie, kpiąco spojrzała na koleżankę, dalej się śmiejąc, mimo iż moje radosne dzień dobry skierowałam właśnie do niej. Ów blondynka nic jednak nie odpowiedziała, tylko z podniesionymi brwiami wbiła we mnie szyderczy wzrok. Przejęła mnie koleżanka, która nieco zażenowana zachowaniem blondynki, próbowała ratować sytuację i ich własny wizerunek. Nie zwracając więc uwagi na przesadnie okazywaną szyderę koleżanki - zarejestrowała mnie. Blondynka nadal próbowała zachowywać się prześmiewczo, namolnie starając się żebym to zauważyła. Nie potrafiła przestać :)
Na koniec, przy wyjściu postanowiłam jeszcze o coś zapytać.Od blondynki usłyszałam niby odpowiedź. Głośną jak tupnięcie biedronki. Czekałam, aż wyduka z siebie głośniejszy ton, ale znów pojawił
się szyderczy uśmieszek. Musiała powtórzyć głośniej, mając satysfakcję z
tego, że "mi pokazała" :)
Spytacie - trzynastolatka w recepcji?
Ja spytałam. W myślach.
Pamiętam bowiem te podstawówkowe czasy, kiedy to co niektóre dziewczyny z klasy bardzo próbowały być na topie i przed wszystkimi innymi dziewczynami w grupie, aby zauważyli je chłopcy. Dziewczyny też miały być zazdrosne. I podległe. Powszechne były spojrzenia z góry, podśmiechiwanie, obgadywanie i to w taki sposób, by druga wiedziała, że się o niej mówi. No tak, tyle, że wtedy było to góra 14 lat. Stąd moje zaskoczenie, jakby w ciele dorosłej blondynki z recepcji siedziała zakompleksiona mała dziewczynka, próbująca rozpaczliwie wypaść choć ciut lepiej na tle innych, "mieć przewagę", poczuć się choć przez moment ważna.. Zwróciła moją uwagę intensywność, z jaką blondynka próbowała te negatywne emocje wyrazić. Pomijam już fakt, że w niepublicznej klinice siedzi tak nieprofesjonalna i infantylna obsługa. Pomijam też fakt, że takich nieprzyjemnych ludzi na mojej drodze jest naprawdę garstka.
Początkowo więc, po totalnym zdziwieniu, parsknęłam śmiechem, potem przyszedł niesmak, ale później żal dziewczyny, która w próbie sprawienia komuś przykrości upatrywała swojej wielkości..Nie rozumiała, że wygląda to słabo i ośmiesza to jedynie ją samą. Komu chciała zaimponować? Nie wiem, może koleżance, może samej sobie..
Przykre jest to, że my jako rodzice jak widać zawodzimy. Najwidoczniej nie wpajamy dzieciom poczucia własnej wartości, jeśli dopiero szydząc i kpiąc z innych czują się dowartościowane. Przykre jest to, że przez takie zachowanie wystawiają się na pośmiewisko, są traktowane jak żałosne i słabe, infantylne, co niewątpliwie pogłębia ich niską samoocenę. I błędne koło się zamyka. Bardzo ważne jest byśmy już małym dzieciom wpajali, że każdy człowiek stanowi wartość, niezależnie od statusu, zawartości portfela, wyglądu czy rodzaju wykonywanej pracy. Każdy mały, czy duży człowiek jest ważny i cenny, jest wyjątkowy. Rozumiejąc to nie będą zazdrosne, zgorzkniałe i złośliwe.
Poniżej wspomniany zachód słońca, uwieczniony na leniwym spacerze. To już nie poznański fyrtel, ale moje ukochane chęchy, których nie oddam już nikomu :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nieuzasadniona i niekonstruktywna krytyka nie będzie akceptowana. Osoby złośliwe i zawistne nie są tu mile widziane.